czwartek, 27 lutego 2014

Tłusty Czwartek i bita śmietana.

Pączki z bitą śmietaną



Dzisiaj Tłusty Czwartek, więc wypadałoby zrobić pączki. Nie chciałam robić przedpremierowych pączków, bo szczerze mówiąc nie wiem, kto by to wszystko zjadł; D 18 pączków to poważna sprawa a 36 do już w ogóle. Dlatego pączki usmażyłam dzisiaj, wedle tradycji na Tłusty Czwartek. 
Z bitą śmietaną chyba lubię najbardziej, choć te z różą mocno z nimi konkurują. Pączki ogólnie rzecz tak bardzo trudne w zrobieniu nie są. Dla mnie chyba najgorszy moment to smażenie, bo nie mam termometru cukierniczego i wszystko muszę robić na wyczucie. Ale, jak widać bez termometru i z niewiedzą, czy olej ma 180 stopni można zrobić jasną pączkową obwódkę: )
Dzisiaj pączków mamy w domu mnóstwo. Moje+ cioci, która zrobiła pączki z makiem. Czysta kaloryczna rozpusta i, mimo że na co dzień nie jem pączków i przyznaję się do tego bez bicia, dzisiaj zjadłam już 2 a jeszcze nie próbowałam tych ciocinych: )
Na blogu znajduję się również przepis na pączki z różą, które są równie pyszne: ) Przepis tutaj.

Pączki z bitą śmietaną
18 pączków

składniki na ciasto:
- 500 g mąki pszennej luksusowej
- 250 ml mleka
- 50 g świeżych drożdży
- 1 jajko
- 4 żółtka
- 3 łyżki cukru
- 1 łyżka cukru waniliowego
- 40 g roztopionego i ostudzonego masła
- 2 łyżki wódki, spirytusu, rumu lub ekstraktu waniliowego
- szczypta soli
- 1 litro oleju rzepakowego do smażenia

Drożdże rozkruszyć w misce. Dodać jedną łyżkę cukru i mąki. Mleko podgrzać w garnuszku, żeby było ciepłe, ale nie gorące. Do miski z drożdżami wlać ciepłe mleko, wymieszać, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na 15- 20 minut do sporego spienienia się drożdży.
W tym czasie do osobnej miski przesiać mąkę, sól i cukier waniliowy.
Jajko i żółtka utrzeć z pozostałymi dwoma łyżkami cukru na bardzo puszystą i jasną masę- zajmie to około 10 minut. 
Kiedy drożdże będą spienione dodać je do mąki, wymieszać. Następnie dodać utarte jajko i żółtka i wyrabiać do całkowitego połączenia. Dodać masło oraz spirytus i zagniatać aż ciasto będzie elastyczne i odchodzące od rąk. 
Gotowe ciasto przełożyć do oprószonej mąką miski, przykryć ściereczką i odstawić do ciepłego miejsca na 1 do 1.5 godziny. Ciasto powinno mocno wyrosnąć. U mnie zajęło to godzinę z minutami.
Wyrośnięte ciasto przełożyć na omączony blat, pozagniatać, aby pozbyć się powietrza i rozwałkować na grubość ok 2 cm. Szklanką- taką po nutelii, ma średnicę 7 cm, wycinać kółka, układać je na obsypany mąką blat. Pozostałe ciasto ponownie zagnieść, rozwałkować i wycinać krążki.
Tak wycięte pączki przykryć ściereczką i pozostawić na 35- 45 minut do napuszenia.
15 minut przed smażeniem pączków rozgrzać olej. Najlepiej robić to powoli na małym ogniu. Mnie pączki najlepiej smaży się w płaskim i dużym garnku.
Kiedy pączki będą napuszone a temperatura oleju odpowiednia < ja zawsze sprawdzam to, wrzucając kawałek ciasta do oleju, kiedy w przeciągu 30 s się zarumieni to znak, że olej jest gotowy. Można oczywiście użyć termometru cukierniczego> smażyć pączki z dwóch stron po około 2 minuty, aż się zarumienią. Pączki smażyć partiami po 3- 4. Temperatura oleju nie powinna być za wysoka, ponieważ pączki mogą zbyt szybko się zarumienić a w środku pozostaną surowe. Nie może być też za niska, bo pączki będą chłonąć zbyt dużo tłuszczu. Bez termometru trzeba to robić na wyczucie; D

Gotowe pączki odstawiać na papier do pieczenia, aby obeschły i ostudziły się.

składniki na nadzienie i wierzch:
- 400 g śmietanki kremówki, najlepiej 36%, jeśli użyjecie 30% dobrze, jak do bitej śmietany dodacie 1 łyżeczkę żelatyny rozpuszczoną w małej ilości gorącej wody.
- 1 łyżka cukru pudru
- ok 150 g mlecznej czekolady
- 50 g masła
- garść wiórków kokosowych

Śmietankę ubić na sztywno. W połowie ubijania dodać cukier puder i, jeśli jest potrzeba rozpuszczoną żelatynę. 
Czekoladę rozpuścić razem z masłem w kąpieli wodnej.
Gotowe pączki nadziewać śmietaną za pomocą długiej szprycy lub przekroić pączka wszerz nie do końca i wypełnić go bitą śmietaną. Następnie pączki smarować z wierzchu polewą czekoladową i oprószyć wiórkami kokosowymi.






Tych tradycyjnych też nie zabrakło: )


źródło przepisu na ciasto: klik klik 
Karnawałowe smażenie

wtorek, 25 lutego 2014

Chleb pszenny z mlekiem w proszku

Chleb pszenny z mlekiem w proszku



Ten chleb należy do grupy bardzo delikatnych i słodkawych w smaku. Świetnie nadaje się do jedzenia z wszelkimi serkami do smarowania, dżemami i smarowidłami na słodko, a także do przygotowania puddingu chlebowego czy tostów francuskich. Choć, jedząc go z sałatą, pomidorem i szynką też absolutnie nie narzekałam: ) 
Jego miąższ jest żółciutki właśnie ze względu na dodatek mleka w proszku. Moja mama na początku myślała, że upiekłam chleb z dodatkiem mąki kukurydzianej, kiedy go zobaczyła; )

Chleb pszenny z mlekiem w proszku
1 średni bochenek

składniki na zaczyn:
- 100 g mąki pszennej
- 65 g wody
- 1/8 łyżeczki drożdży instant

Wszystkie składniki wymieszać ze sobą, aby powstało gładkie ciasto. Przykryć folią spożywczą i odstawi na blat na 12- 16 godzin.

składniki na chleb:
- 350 g mąki pszennej- użyłam typ 650
- 2 g drożdży instant
- 150 g ciepłej, ale nie gorącej wody
- 1.5 łyżeczki soli
- 1.5 łyżki cukru
- 60 g miękkiego masła
- 20 g mleka w proszku

Wszystkie sypkie składniki umieścić w misce. Dodać wodę, mieszać, dodając również zaczyn. Ciasto wyrobić, aby było elastyczne, ale niezbyt mocno zbite- ok 10 minut ręcznie. Ciasto wsadzić do miski, przykryć ściereczką i odstawić do ciepłego miejsca na ok 1.5 godziny. Po tym czasie ciasto powinno sporo urosnąć. Kiedy ciasto wyrośnie uformować okrągły bochenek i wstawić go do koszyka do wyrastania, wysypanego mąką lub, jak w moim przypadku durszlaka wyłożonego ścierką i obsypaną mąką na ok godzinę.
W międzyczasie nastawić piekarnik na 230 stopni. 
Kiedy chleb będzie gotowy przełożyć go na rozgrzaną blachę lub kamień, naciąć i piec przez 15 minut w zaparowanym piekarniku*. Następnie zmniejszyć temperaturę do 210 stopni i piec jeszcze 25- 30 minut.
Gotowy chleb ostudzić.
Więcej na temat przygotowywania domowego pieczywa znajdziesz tutaj.
Smacznego!

* kiedy będziecie wsadzać chleb na dno piekarnika ułóżcie naczynie z wrzątkiem lub kilka kostek lodu.




źródło przepisu z moimi zmianami: klik klik

niedziela, 23 lutego 2014

Görlitz, czyli parę dni pośród niemieckiej rzeczywistości.

Ostatnimi czasy przez parę dni miałam przyjemność gościć u Whiness w Görlitz. Już od bardzo, bardzo dawna zgadywałyśmy się, co do spotkania, ale akurat teraz nadarzyła się taka okazja, że każda z nas miała wolne i mogła poświęcić czas na odwiedziny.

Oprócz cudownych śniadań, którymi rozpieszczała mnie Whiness razem ze swoją mąką kokosową i wypiekami śniadaniowymi mojego życia pokazała mi sporą część miasta, opowiadała o sklepach, do których wstępowałyśmy, była moim wiernym i personalnym tłumaczem języka niemieckiego, no i spędzała ze mną czas, co swoją drogą uważam za niezły wyczyn, żeby wytrzymać ze mną tyle czasu; D

Przez te parę dni miałam okazję poobserwować niemieckie społeczeństwo i miasto, które swoją droga jest piękne. Większość kamienic, bo ogólnie tylko z nich składa się Görlitz, żadnych bloków tam nie ma, jest wyremontowana, czysta z pięknymi bramami i drzwiami, do których miałam słabość i, co krok robiłam im zdjęcia. Na ulicach jest czysto i bardzo spokojnie. Wprawdzie przyjechałam tam w tygodniu i większość Niemców była w pracy, ale nawet wieczorem nie było ich tylu, ilu zdarza mi się widzieć w normalny dzień w Katowicach, co było trochę osobliwe.

Rzeczą, która zirytowała mnie już na samym początku i którą powtarzałam do końca mojego pobytu, co pewnie Anitę trochę już denerwowało, był fakt, że na ulicach nie było przejść dla pieszych. Może parę zdarzyło mi się widzieć, ale było ich zdecydowanie za mało. Niemcy chodzą po ulicach, jak chcą, a kierujący autem wcale nie mają zamiaru ich przepuszczać, wręcz przeciwnie przyspieszają i wprawiają pieszych o niemałe bicie serca. Przynajmniej mnie. Codziennie, idąc gdzieś przeklinałam niemieckie ulicy w duchu za brak przejść dla pieszych.

Poza tym Niemcy mają totalnego bzika na punkcie ekologicznego jedzenia. Sklepów bio jest mnóstwo, nawet na starym, ale pięknym dworcu jest sklep bio, co mnie trochę zdziwiło. Ceny w tych sklepach, jak można było się spodziewać są wyższe niż w normalnych, ale nadal, jak na warunki ekonomiczne Niemców właściwie niezbyt dużo, dlatego z drugiej strony nie dziwię się, że Niemcy tak łatwo sięgają po ekologiczną żywność. Swoją drogą są w tych sklepach czasami niezłe perełki, rozpoczynając od makaronu przez przeróżne przyprawy, których nie ma w zwykłym supermarkecie a kończąc na wspaniałych kremach do pieczywa.

Do makaronu wracając. Ja przyzwyczajona, że w sklepie widzę najczęściej na półkach makarony, które są najbardziej popularne, byłam zachwycona, kiedy za małe pieniądze mogłam sobie kupić jakiś wymyślny makaron w różne wzorki.

No a hipermarkety? Hipermarkety są fantastyczne, bo jest w nich wszystko. Ja oczywiście największą frajdę miałam przy wyborze żelków i czekolad. Nigdy nie wiedziałam na jakie się zdecydować i pewnie przeciętny Niemiec spoglądał wtedy na mnie z niemałym zdziwieniem, myśląc sobie, co jest takiego trudnego w wyborze żelków; D

Zostając w temacie słodyczy- chyba każdy wie, że niemieckie słodycze są cudowne. Smakowało mi wszystko, co kupiłam, bo oczywiście spróbowałam wszystkiego, a żelki zjadłam już właściwie całe, bo żelki to inna kategoria, jak dla mnie; D Poza tym, częstując znajomych wszyscy byli zachwyceni szczególnie czekoladą Lindt z musem orzechowym, która była przecudowna.

Anita zaprowadziła mnie też do sklepu z czekoladą, gdzie wszystkie produkty są robione ręcznie i dosłownie wszystko jest przepyszne. Tam dopiero nie umiałam się zdecydować, co chcę kupić, ale... moim hitem była czekoladka z musem truskawkowym i kremem adwokatowym z nutą szampana w białej czekoladzie. Ideał. Ale migdały w mascarpone i białej czekoladzie też były niczego sobie. Tak czy inaczej, w tym sklepie miłośnik czekolady ma raj.

Zauważyłam też, że na każdym kroku, dosłownie na każdym są apteki. Jest ich naprawdę mnóstwo. Co gdzieś szłyśmy, ja widziałam apteki; D Nie wiem czy Niemcy są tacy przezorni czy po prostu działa to na tej zasadzie, co banki w Polsce. Na jednej ulicy musi być ich przynajmniej kilka.

Co do małych sklepów spożywczych, nie ma takich. Tam albo są sklepy bio, albo burżujskie sklepy z różnymi ekstrawaganckimi wyrobami albo większe czy mniejsze hipermarkety, żadnego warzywniaka czy małego sklepiku spożywczego, co szczerze mówiąc trochę mi przeszkadzało, bo naprawdę miło byłoby zobaczyć świeże warzywa i owoce w staroświeckim sklepie z przemiłą panią staruszką.

Zauważyłam też, a właściwie uświadomiła mnie w tym Anita, bo ja nigdy nie zwróciłabym na to uwagi, że jeżeli stoi się w kolejce do kasy to swoje zakupy wręcz TRZEBA zagrodzić tymi przegródkami, najczęściej plastikowymi-"następny klient", bo jeśli tego nie zrobisz, Niemiec, który jest za Tobą nie wyłoży swoich zakupów na taśmę, nie ma szans. Dla mnie to dziwaczny zwyczaj, ponieważ ja, kiedy robię zakupy bardzo często po prostu daje swoje zakupy nieco dalej niż zakupy osoby przede mną. Robię tak najczęściej, kiedy mam jedną czy dwie rzeczy. Kiedy jest ich więcej, okej "odgradzam się", ale nie zawsze.


Co do samych Niemców. Są to ludzie osobliwi, tego nie można nie powiedzieć na ich temat. Nie ważne, czy masz 15 czy 50 lat- kolorowe włosy są tam bardzo modne. Praktycznie każda kobieta i dużo facetów ma jakiś kolor na głowie- rozpoczynając od różu a kończąc na niebieskim. Niestety nie jest to zbyt dobrze zrobione, najczęściej te włosy są bardzo zniszczone, wyglądają, jak siano i są nieuczesane. Ale kolor zawsze w modzie. Poza tym, to trzeba przyznać- Niemcy nie mają gustu, jeśli chodzi o ubrania. Mówię to zupełnie obiektywnie, dlatego że ja sama nie interesuję się modą i nie wiem, co akurat w tym sezonie "się nosi", ale to, jak naprawdę bardzo duża część Niemców ma na sobie jest...no jest tandetne, brzydkie i w ogóle nie pasujące do siebie. Nie widziałam też mężczyzny- nastolatka czy takiego do 40 lat, który nie miały przynajmniej jednego kolczyka w uchu- tam mają je wszyscy. Zresztą piercing też jest chyba zapisany w niemieckiej modzie, bo wielu ludzi ma kolczyki nie tylko w uszach. Podoba mi się jednak to, że tam każdy jest indywiduum. Nikt nie spogląda na siebie w gardzący sposób, każdy ma prawo do tego, jak wygląda i , co ma na sobie. Chcesz mieć różowe włosy i kolczyki pomiędzy brwiami? Okej, mnie to nie obchodzi, to Twoje ciało. To jest bardzo w porządku, zważając na fakt, że w Polsce ludzie bardzo często patrzą na siebie i zwracają uwagę na ludzi idących na przeciwko, komentując coś zgryźliwie czasami do swojego towarzysza. Wiem, bo sama temu czasami ulegam. Niemniej Niemcy od razu wiedzieli, że jestem przyjezdną, bo naprawdę się wyróżniałam w swojej normalnej fioletowej zimowej kurtce i ciemnych spodniach bez kolorów tęczy na włosach, a jedynie ze skromnym rudym.

Nie mogłam nie przeliczać sobie niekiedy w sklepie euro na złotówki, to jakiś wbudowany system, który ma chyba większość ludzi, jadących zagranicę, gdzie nie płaci się swoimi rodowitymi monetami. Z produktami spożywczymi jest dosyć różnie, jedne są w przeliczeniu bardzo tanie i za wielką paczkę żelek płacisz 95 centów, inne natomiast droższe. Jednak dla Niemców to nadal bardzo tanio. Gdyby przeliczyć zarobek przeciętnego Niemca i przeciętnego Polaka, nikt nie miałby złudzeń, że Polacy zarabiają o wiele mniej a często rzeczy w Polsce są o wiele droższe. Nie chciałam ulec stereotypowi maniakalnego przeliczania wszystkiego na złotówki, jednak już na pierwszy rzut oka widać tą różnicę.

To chyba tyle, jeśli chodzi o moje spostrzeżenia, na temat Niemców i niemieckiej rzeczywistości. Byłam u Anity za krótko, żeby bardziej ich poznać, ale nawet w tak krótkim czasie potrafiłam znaleźć różnicę i osobliwe zwyczaje Niemców.

Wyjazd uważam za bardzo udany, pozwiedzałam, spędziłam czas z Anitą i odpoczęłam, mimo że nachodziłyśmy się sporo, obtarły mnie nawet buty w których chodzę już całą zimę; D
Mam nadzieję, że to nie ostatni raz, kiedy byłam raczona pysznymi śniadaniami, rozmowami i po prostu wspólnym dzieleniem czasu.
















piątek, 21 lutego 2014

Ciasteczka mojego dzieciństwa

Pierożki serowe z  jabłkiem



Te ciasteczka pamiętam od zawsze. Na każdej rodzinnej imprezie musiały się pojawić. To był swego rodzaju imprezowy rytuał: pierożki mojej cioci. Dzisiaj coraz rzadziej się widzimy, więc i coraz rzadziej mam okazję skosztować tych pierożków od cioci. Na szczęście zdradziła mi niezawodny przepis, który zawsze się udaje i, któremu zawsze jestem wierna. Pamiętam, jak spytałam ciocię, czy nie lepiej użyć do tych ciasteczek masła zamiast margaryny- nie lubię jej używać w wypiekach. Powiedziała wtedy, że ona od zawsze robi te ciasteczka na margarynie, bo masło jest dla nich za tłuste. Stwierdziłam, okej, chcę mieć takie ciasteczka, jakie zawsze jadłam na imprezach, koniecznie z dużo ilością cukru pudru. Bo cukier puder jest tu bardzo ważny. Samego ciasta się nie słodzi, dlatego to cukier puder nadaje im słodyczy. 
Te pierożki będą dla mnie zawsze miłym wspomnieniem dzieciństwa, kiedy to podkradałam ich mnóstwo ze stołu, brudząc sobie przy okazji wszystko cukrem pudrem.

Pierożki serowe z jabłkiem
ok 35- 40 sztuk- nie pamiętam dokładnie

składniki:
- 320 g mąki pszennej luksusowej
- 250 g twarogu półtłustego
- 250 g dobrej margaryny ogrzanej, ale nadal trochę twardej
- 1 żółtko
- 3 małe jabłka
- 2 łyżki cukru pudru+ 1/4 łyżeczki cynamonu do posypania

Twaróg pozagniatać widelcem, żeby stał się bardziej kremowy. Mąkę przesiać do miski, dodać margarynę i połączyć z mąką, tworząc kruszonkę. Następnie dodać twaróg i żółtko. Wszystko wymieszać i zagnieść do utworzenia delikatnego i puszystego ciasta.
Jabłka pokroić na półksiężyce o grubości ok 4 mm, jeśli użyjecie większych jabłek każdy półksiężyc należy przekroić na pół.
Nastawić piekarnik na 180 stopni- termoobieg.
Na omączonym blacie rozwałkować ciasto i wykrawać szklanką- u mnie po nutelli, koła. Na brzeg każdego okręgu dodać jabłko i zlepić delikatnie, jak pierogi, ciasto powinno się łatwo dać zlepiać. 
Gotowe ciasteczka przekładać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i piec ok 10- 12 minut, aż staną się złociste. 
Składniki na posypkę wymieszać ze sobą.
Kiedy ciasteczka są jeszcze ciepłe obsypać je cukrem pudrem, następnie powtórzyć czynność, jak już ostygną. 
Smacznego!

ps. Jeszcze ciepłe ciasteczka są najlepsze na świecie!





czwartek, 20 lutego 2014

Hiszpańska paella na obiad.

Paella z kurczakiem, kiełbasą pieprzową, groszkiem, fasolką szparagową i papryką pieczoną



Paellę chciałam zrobić już baardzzo dawno temu. Zawsze jednak COŚ mnie powstrzymywało. Jednak nadszedł taki dzień, kiedy w końcu zebrałam się w sobie i stwierdziłam" tak, dzisiaj robię paellę". 
Zawsze zachwycało mnie w paelli to, że jest taka kolorowa, wszystko jest tak poukładane i po prostu wygląda bardzo apetycznie. Ja swoją paellę zrobiłam tym razem z kurczakiem, ale nie obędzie się też bez paelli z owocami morza; )
Jest to bardzo sycący i pożywny obiad, który nie dość, że smakuje świetnie to jeszcze nienagannie wygląda; )

Paella z kurczakiem, kiełbasą pieprzową, fasolką szparagową, groszkiem i papryką pieczoną
4- 5 porcji

składniki:
- 250 g ryżu arborio
- ok 700 ml bulionu drobiowego
- 600 g oczyszczonej i pokrojonej w grube kawałki piersi z kurczaka
- 1 cebula
- 1 kiełbasa pieprzowa
- 1 mała czerwona papryka
- 40 g groszku mrożonego
- 40 g zielonej fasolki szparagowej
- 1 duży pomidor
- 1/2 łyżeczki papryki wędzonej
- mała szczypta nitek szafranu
- 1 cytryna pokrojona na cząstki
- sól i pieprz
- oliwa z oliwek do smażenia

Piekarnik nastawić na 200 stopni z funkcją grill< opcjonalnie>. Kiedy będzie nagrzany wsadzić do niego na najwyższą półkę blachę wyłożoną folią aluminiową a na niej położyć paprykę. Piec około 20- 30 minut aż skórka będzie w niektórych miejscach czarna. Gotową paprykę obrać ze skóry, wydrążyć gniazda nasienne i pokroić w kostkę. 
Nitki szafranu namoczyć w dwóch łyżkach ciepłej wody- odstawić na 10 minut.
Cebulę pokroić w drobną kostkę, pomidora sparzyć, obrać ze skórki, wydrążyć gniazda nasienne i pokroić w kostkę, kiełbasę pokroić w plasterki.
Na patelni do paelli lub innej głębokiej, dużej patelni- u mnie średnica ok 28 cm rozgrzać 2 łyżki oliwy.
Mięso przyprawić solą i pieprzem i wrzucić na patelnie, smażyć aż się zarumieni, ok 8- 10 minut. Następnie mięso przełożyć na talerz. Na tej samej patelni Przysmażyć plastry kiełbasy. Kiedy będą rumiane przełożyć na talerz z mięsem. 
Ponownie rozgrzać patelnię z 2 łyżkami oliwy, wrzucić pokrojoną cebulę i smażyć do zeszklenia, dodać kawałki pomidora i smażyć jeszcze chwilę. Następnie wsypać ryż i przysmażyć całość, wlać 300 ml bulionu, dodać paprykę wędzoną i przyprawić solą i pieprzem, wymieszać. Na ryżu ułożyć kawałki mięsa, kiełbasę, fasolkę szparagową, groszek oraz paprykę pieczoną. 
Paellę gotować na małym ogniu ok 25- 40 minut w zależności od tego, jak szybko ryż będzie wchłaniał bulion. W miarę wchłaniania bulionu dolewać do ryżu po chochli pozostałego bulionu. Wszystko należy dobrze sprawdzać, bo może się okazać, że bulionu trzeba będzie dolać mniej lub więcej.
Kiedy paella będzie gotowa- ryż ma być miękki, ale nie rozgotowany, przykryć patelnię i odstawić na 10 minut. Po tym czasie paellę od razu podawać z cząstkami cytryn.
Smacznego!




źródło przepisu: zmodyfikowany przepis z książki "Kuchnie świata" Ricka Rodgersa

wtorek, 18 lutego 2014

Rok bloga i tort (koniecznie) cynamonowy!

Tort cynamonowy



Nie mam pojęcia, kiedy ten rok minął. Z jednej strony jestem szczęśliwa, że już rok mogę dzielić się z Wami swoimi kuchennymi pomysłami, ale z drugiej strony przeraża mnie trochę fakt tak szybko upływającego czasu. Niemniej, urodziny to czas celebrowania, tak więc nie mogło zabraknąć czegoś, co absolutnie wpisałoby się w atmosferę świętowania. Tort. Szczerze mówiąc uwielbiam je robić, a nie często mi się to zdarza, więc tym bardziej za każdym razem, kiedy mam okazję, staram się, aby efekt był, jak najbardziej zadowalający. Nie mogło oczywiście zabraknąć tego, którego uwielbiam, czyli cynamonu, a właściwie sporej jego szczypty; ) Po raz pierwszy robiłam też krem maślany na bazie szwajcarskiej. Obawiałam się tego, co może mi wyjść, to miksowanie i białka i masło...Okazuje się, że krem ten robi się bardzo prosto i nie trzeba do niego bardzo dobrego miksera, mój ręczny staruszek doskonale sobie poradził: ) A ten krem nadaje się do tortów, jak żaden inny, jest piekielnie słodki, trzyma się idealnie, można z nim eksperymentować i tworzyć fantazyjne wzory, jest naprawdę idealny do tortów.

Ten rok to tak naprawdę Wasza zasługa, bo to dla Was wstaję z nową dawką motywacji do działania. Jestem Wam ogromnie wdzięczna za każdy komentarz, za każde miłe słowo i również za to mniej miłe, ale konstruktywne zdanie. Mam nadzieję, że będę w stanie, jak najdłużej dzielić się z Wami moją pasją, która mówiąc szczerze pochłonęła mnie całkowicie. 
Zapraszam Was więc na tort, bardzo personalny, bardzo ważny i cały w cynamonie; )

Dziękuję!

Tort cynamonowy
tortownica o średnicy 16 cm

składniki na ciasto:
- 260 g mąki pszennej
- 250 g cukru
- 1.5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1.5 łyżeczki sody oczyszczonej
- 90 g kakao
- szczypta soli
- 200 ml maślanki
- 3 rozkłócone jajka
- 190 ml mocnej kawy<zimnej>
- 110 ml oleju rzepakowego
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

Piekarnik nastawić na 180 stopni< termoobieg>
Dwie tortownice o średnicy 18 centymetrów wyłożyć papierem do pieczenia na dnie, a boki posmarować masłem.*
Wszystkie suche składniki przesiać do jednej miski, odstawić. Wszystkie mokre składniki wymieszać ze sobą trzepaczką. 
Mokre składniki dodać do suchych i wymieszać do połączenia. Ciasto będzie lejące się, takie ma być. 
Gotowe ciasto przelać po równo do tortownic, wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 35- 40 minut do suchego patyczka.
Po upieczeniu odstawić do ostudzenia. Kiedy ciasto całkowicie się ostudzi odciąć górkę ciasta a resztę pokroić na 3 równe blaty. Pozostałe górki ciasta zostawić, będą potrzebne.

składniki na środek:
- 400 ml śmietanki kremówki 36%
- 200 g mascarpone
- 2 łyżki cukru pudru
- 1/2 łyżeczki cynamonu

Śmietankę ubić na sztywno, W połowie ubijania dodać cukier puder. Kiedy Śmietanka będzie ubita, dodawać powoli mascarpone, nadal ubijając. Na sam koniec dodać cynamon i jeszcze raz zmiksować całość. Odstawić do lodówki na czas robienia kremu maślanego.

składniki na wierzch- krem maślany na bazie szwajcarskiej
- 4 białka- 120 g
- 275 g miękkiego masła pokrojonego w kostkę
- 200 g brązowego cukru
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- szczypta soli

Białka dodać do miski razem z cukrem i solą. Miskę postawić na kąpieli wodnej i podgrzewać, aż cukier całkowicie się rozpuści i masa będzie dosyć ciepła. Wtedy zdjąć miskę z kąpieli wodnej i zacząć ubijać białka do uzyskania bardzo gęstej i błyszczącej masy. Zajmie to ok 10 minut. Masa powinna wyraźnie ostygnąć. Ja na sam koniec ubijania wstawiłam jeszcze miskę do zimnej wody i ubijałam jeszcze przez chwilę. 
Kiedy masa będzie zimna powoli, cały czas miksując dodawać masło, kawałek po kawałku. Masa po dodaniu masła może robić się rzadsza i wyglądać, jakby się zważyła. Jest to zabieg naturalny i nie należy się tym przejmować tylko ubijać dalej, aż masa będzie wyraźnie gęstnieć. Moja masa jednak nie robiła się rzadsza; ) 
Gdy masa będzie już gotowa, należy dodać cynamon i pomiksować jeszcze krótką chwilę do połączenia.

składniki na nasączenie:
- 1 łyżka wiśniówki
- 1 łyżka wody

Składniki wymieszać ze sobą

składniki na czekoladowe kulki:
- "górki" ciasta, które zostały po przecinaniu ciasta na blaty
- spora garść- ok 50 g płatków migdałowych, rozgniecionych rękami na mniejsze kawałki
- chlust mleka- ok 20- 30 ml
- 1/4 łyżeczki cynamonu
- 1 łyżeczka miodu

Ciasto rozkruszyć na okruchy, dodać cynamon, miód i tyle mleka, aby masa ciasta po wymieszaniu była gliniasta. Z masy lepić małe kulki i obtaczać je w rozgniecionych płatkach migdałowych. Powinno wyjść ok 20 kulek.

składanie tortu:
Na paterę położyć pierwszy blat ciasta, nasączyć go i wysmarować częścią kremu z mascarpone. Następnie ułożyć drugi blat, nasączyć go i przykryć kremem z mascarpone. Postępować tak za każdym razem, do wyczerpania się blatów ciasta. Ostatniego blatu ciasta, który jest na samej górze już nie smarować kremem z mascarpone, a jedynie go nasączyć.
Następnie cienką warstwą kremu maślanego wyrównać boki ciasta, aby nie było dziur, żeby łatwo można było go posmarować. Pozostałą częścią kremu maślanego wysmarować boki i wierzch tortu, wyrównać według własnych upodobań, ja używam do tego drewnianej łyżki do naleśników; )
Na wierzch tortu ułożyć czekoladowe kulki. Tort najlepiej wstawić do lodówki, aby stężał.
Smacznego!

* jeśli nie macie dwóch identycznych tortownic, przygotowywanie ciasta i pieczenie można podzielić na dwie części. Ja tak zrobiłam, ponieważ nie mam drugiej takiej tortownicy. Należy jednak pamiętać o tym, że kiedy dzielimy pieczenie ciasta na dwa razy, drugą połowę składników należy przygotować i wymieszać dopiero wtedy kiedy pierwsza połowa jest już upieczona. Wtedy ostrożnie wyjąć z tortownicy pierwszą część upieczonego już ciasta, odstawić do ostudzenia, przygotować ponownie tortownicę, wykładając ją papierem do pieczenia i natłuszczając i wlać do niej drugą połowę ciasta. 



inspiracja: klik klik
Mascarpone Karnawał 2014

sobota, 15 lutego 2014

Pełnoziarniste bułki na śniadanie

Bułki pełnoziarniste z siemieniem lnianym



Zostałam zarażona pieczeniem własnego pieczywa. Uwielbiam zapach ciepłych bułek i chlebów, kiedy wyciągam je z piekarnika, żeby potem móc się rozkoszować swoim pieczywem na śniadanie.
Te bułki powstały bardzo spontanicznie, postanowiłam, że chcę mieć ciepłe bułki na śniadanie. No dobra. Teraz na szczęście mąkę pełnoziarnistą mam w domu cały czas, więc nie było z nią problemu. Ale mam problem ze znalezieniem w sklepach mąki pszennej chlebowej tej z wyższymi typami, np 750. Nigdzie nie potrafię jej znaleźć, więc na razie używam 650, a wiem, że to nie jest idealna mąka do chlebów. Może Wy będziecie wiedzieć, gdzie na Śląsku, w okolicach Katowic można kupić mąkę pszenną chlebową, w rozsądnej cenie?? Znalazłam je na internecie, ale zamawianie 10 kg mąki wiąże się ze znalezieniem miejsca do jej przechowywania, a z tym jest trochę problem; D
Tak czy i inaczej bułeczki są mięciutkie i bardzo smaczne, idealne na śniadanie!

ps. To już 200 wpis na blogu, czas szybko leci. Jednak świętować będę na blogu za parę dni, mam dla Was coś specjalnego. Tak się akurat złożyło też, że w zbliżające się pierwsze urodziny bloga będę gościć u Whiness. To będzie chyba najlepszy przykład tego, że blog daje nam o wiele więcej niż tylko satysfakcję z samego siebie i chęć rozwijania swoich umiejętności: )

Bułki pełnoziarniste z siemieniem lnianym
6 bułek

składniki:
- 250 g mąki pszennej, typ 650
- 250 g mąki pełnoziarnistej
- 250 g ciepłej ale nie gorącej wody
- 1.5 łyżeczki soli
- 1 łyżka miodu
- 5 g drożdży suchych instant
- 2 łyżki siemienia lnianego

posypka:
- 1 jajko
- po łyżeczce siemienia lnianego i sezamu


Mąki wymieszać w misce z drożdżami i solą. Dodać miód i ostrożnie wodę, mieszając ciasto. Kiedy wszystkie składniki się połączą wyrobić ręcznie ciasto przez ok 7 minut. Ciasto będzie się trochę lepić do rąk, ale będzie od niej odchodzić, powinno być elastyczne i zwarte, ale niezbyt mocno.
Kulę ciasta przełożyć do miski, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia- ok 1.5 godziny*, składając je podczas wyrastania raz< tutaj wyjaśnienie, na czym polega składanie>.
Kiedy ciasto będzie wyrośnięte, przełożyć je na blat, chwilę pozagniatać i formować bułki o wadzę mniej więcej 110 g. Każdą bułkę przełożyć na blachę do pieczenia. Wszystkie gotowe bułki przykryć ściereczką i odstawić do napuszenia na 40 minut.
W międzyczasie nastawić piekarnik na 200 stopni< grzanie góra- dół>.
Napuszone bułeczki posmarować rozbełtanym jajkiem i posypać ziarnami. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok 15- 20 minut aż nabiorą rumianych kolorów. Można na dno piekarnika wstawić naczynie żaroodporne z wodą, aby podczas pieczenia bułki stały się chrupiące.
Gotowe bułki odstawić do ostudzenia.
Więcej na temat przygotowywania domowego pieczywa znajdziesz tutaj.
Smacznego!

* ja swoje ciasto zrobiłam wieczorem i na pierwsze wyrastanie wstawiłam na całą noc do lodówki. Oczywiście go nie składałam. Rano, na następny dzień, aby szybciej ocieplić ciasto wstawiłam je do mikrofalówki na opcję rozmrażanie, aby nabrało temperatury pokojowej. Potem postępowałam zgodnie z przepisem, czyli formowałam bułeczki i odstawiłam do napuszenia.